Witamy :)
Po zalamce w Tagandze ruszylismy do Parku Tyrona. Jednego z najbardziej polecanych miejsc w Kolumbi. Jest to narodowy park nad m. karaibkim. Na plaze prowadzi calkiem fajna 40 minutowa sciezka, szkoda tylko ze obsrana przez muly i w cholere duzo ludzi. trafilismy na ostatni weekend wakacji Kolumbijczykow....
W ogromnej duchocie doszlismy do plazy Arecifes ale to nie byl koniec naszego marszu. chcielismy zabiwakowac na innej plazy jakies 40 minut dalej. w potwornym goracu z plecakami dosc ciezkimi ( sam nie wiem co my tam dzwigamy ale wszystko sie przydaje cholera) wreszcie dotarlismy na miejsce. Dzieki Bogu wieje od morza
Camping nas troche przerazil, namiot przy namiocie, 20 metrow od nas napierdzielajacy agregat ( na szczescie okazalo sie ze o 24:00 go wylaczali :) Plaze okazaly sie jednak urocze, woda czysta i ogroomne fale choc w naszej czesci byly ciut mniejsze niz te na wschod od nas. Ogolnie sielanka wieczorem koncerty Vallenato konczyly sie akurat jak wylaczali agregat wiec mozna bylo zasypiac slyszac szum morza :)
Z ciekawostek... na campingu rosna ogromne 15, 20 metrowe palmy. Jak to palmy czasem maja kokosy a owe kokosy czasem spadaja, jeden swistnal mi 10 cm od glowy. poczulem tylko wiaterek, niewiele braklo a zakonczylbym juz teraz wyjazd. Umrzec nad m. karaibskim od kokosa...ehhhh
Kolejnego dnia zrobilismy sobie 3 godzinna wycieczke wewnatrz dzungli otaczajacej cale wybrzeze parku, do Pueblito ( indianie mowia na nie Chairama... sa to pozostalosci po osadzie indian Tyrona podobno byla to jedna z najwiekszych osad tych indian. Kilku sie nawet krecilo po okolicy, ale chodza swoimi sciezkami i trzeba to uszanowac.
Szlak jest ciekawy prowadzi stromo w gore w gestym lesie, malo jednak zwierzakow widzielismy. Jakies male kolorowe jaszczurki, wyczailismy jednego kolibra kompiacego sie w rzece ale zwial cykor :) Najlepsze sa czerwone mrowki, chodza jedna za druga niosac liscie sciazkami baaardzo dlugimi. probowalem przesledzic jedna ale skonczylo sie po jakis 20 metrach i wlazla gdzies w kamienie. Skubance sa.
Z samej osady niewiele zostalo, kilkanascie tarasow na ktorych kiedys staly chaty, teraz zostala tylko jedna.duzo obrosnietych schodow ale klimacik bardzo fajny, tymbardzej ze z braku kasy nie pojde na treking do Ciudad Perdida warto bylo zobaczyc to miejsce.
Dzisiaj wstalismy wczesnym switem i zawinelismy sie do Cartageny. Po drodze z plecakami poplywalismy jeszcze na plazy Arecifes tu byly dopiero fale !!!
okolo 17 dotarlismy do Cartageny, jak narazie nic nie pisze bo nic nie widzialem, ale z tego co widze jest niezle hehe , jestesmy zmeczeni i pewnie niedlugo idziemy spac a zwiedzac bedziemy jutro.
padl mi czytnik do kart z aparatu. Wiec zdjec dzisiaj nie ma :( sprobuje wrzucic cos bezposrednio z aparatu. ostatnio po ciezkich bojach sie udalo ale dzisiaj juz kaplica
Dziekuje wszystkim za maila i komentarze na blogu piszcie prosze bo bardzo fajnie sie czyta co u Was slychac.
Pozdrawiamy serdecznie
I jutro cos sprobujemy wkleic.
Paaaaaaaaaa